niedziela, 25 października 2015

Rozdział 6



Manhattan to cudowne miejsce. Znam je dość dobrze. Często przyjeżdżałam tu gdy byłam jeszcze w szkole baletowej. Jakieś dziesięć minut stąd jest galeria handlowa więc postanowiłam że tam się wybiorę. Gdy szłam, zadzwoniłam do Noah żeby pojechał po mój samochód, który został pod uczelnią. Po obejściu całej galerii kupiłam jedynie złoty naszyjnik w kształcie kołnierza. Niedaleko stąd znajduje się bar, uznałam, że to tam teraz pójdę.  
Gdy znalazłam się przy budynkiem zobaczyłam znajomo wyglądający samochód. Gdzieś go już widziałam ale nie mam pojęcia gdzie. 



Gdy weszłam do środka już wiedziałam skąd znam ten samochód. Jechałam nim dziś rano a jego kierowca siedział teraz przy barze i flirtował z jakąś laską. Skoro tu jest i ja tez tu jestem wpadłam ma genialny pomysł. Skoro i tak się nienawidzimy trzeba coś zrobić żeby nienawidzić się jeszcze bardziej. Podeszłam bliżej tej dwójki.
- Dylan - wykrzyczałam - co ty tu robisz? Co to za dziewczyna?
Jego miną wyrażała więcej niż tysiąc słów, dziewczyna stała jak słup. 
- Nie myśl że jesteś pierwsza, każda laskę wyrywa a potem zalicza i zostawia. 
- Co o czym ona mówi ?
- Nie słuchaj jej to jakaś wariatka.
- Wariatka ? Jeszcze dziś rano mówiłeś mi ze jestem twoim promykiem nadziei, kochaniem a teraz że wariatka ?
Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Widać było ze Dylan jest nieźle wkurwiony.
- Mówiłeś że nie masz nikogo. Jak mogłeś tak mnie okłamać co ?
Widzieć tą dziewczynę było jak wygrać w totka.
- Ona nic dla mnie nie znaczy !
- Nie znaczę? A nasze przyszłe dziecko też będziesz tak traktować ? 
- Co ? Dosyć tego. Wychodzę.
Zabrała torebkę i wyszła. Dylan pobiegł za nią A gdy wychodził spojrzał na mnie a ja posłałam mu zwycięskie spojrzenie i pokazałam środkowy palec. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie whisky. Zadzwonił mój telefon. Brat.
- Halo ? 
- Siema siostra jak tam ci się żyje co ?
- Jakoś leci A u Ciebie ?
- Po staremu dzwonię żeby poinformować Cię że zjazd rodzinny odbędzie się za dwa tygodnie w weekend. Właśnie widzę tą twoją radość.
- Co tak wcześnie? Nie może się to odbyć nie wiem za 5 lat ?
- Wiesz Taylor chce jak najszybciej wyjść za mąż żeby komuś rządzić. 
- A co u Bonnie ? 
- No uczy się, odrabia lekcje, wychodzi z domu itd. Ale powiedz mi, przyjedziesz z jakimś chłopakiem? 
- Nieeee.... Nikt nie jest godzien poznać nasze cioteczki i całą resztę...
Ktoś mi wyrwał telefon z ręki. Spojrzałam kto to taki Dylan. Spojrzał na telefon i przyłożył go sobie do ucha.
- Przykro, mi bardzo ale Nina ma teraz towarzystwo i nie będzie rozmawiać.
I się rozłączył. Usiadł obok mnie i wypił mój trunek. 
- Mogę wiedzieć co cie podkusiło żeby robić takie przedstawienie ? 
Wow nie był zły. Coś nowego. Poprosiłam barmana o jeszcze raz to samo.
- Nie mów ze ci się nie podobało ?
- Mnie podobają się tylko nagie dziewczyny w łóżku. 
- No cóż dzisiaj chyba od tej laski nie dostałeś tego co chciałeś ?
- Trudno było ale twoje marne chęci poszły do kosza bo się mi udało.
Chytry uśmiech zagościł na jego twarzy.
- I ty robisz mi afery że jesteś inny niż mówią wszyscy, a taka jest porostu prawda. 
- Nie znasz mnie.
- Ty też mnie nie znasz. No i jeszcze dziś mi powiedziałeś gdy odjeżdżałeś samochodem ze nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego więc co tu robisz?
Wyjął papierosy z kieszeni i wziął jednego, spojrzał na mnie.
- Chcesz ? 
Kiwłam głową, że tak.
- Nie wiedziałem że palisz. No ale patrząc na twój wygląd mogłem się domyślić.
Zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama.
- Hej.
- Wiesz już o zjeździe ?
- Tak Jeremie do mnie dzwonił.
Dylan spojrzał na mnie zaciekawiony.
- To dobrze. Słuchaj wiesz że to ważna impreza rodzinna więc dobrze by było żebyś przyjechała a już najlepiej żebyś zabrała ze sobą jakiegoś chłopaka.
- Mamo nie będę przyjeżdżać z jakimś facetem żeby zadowolić wszystkie ciotki i Taylor. Niech się w ogóle cieszy że przyjadę i będę słuchać jej "cudownych" historii, że wszędzie jej się powodzi i bla bla bla...
- Nina proszę Cię.
- Nie mamo. Taylor przez całe życie mnie poniżała. To przez nią wyjechałam z Londynu i nie będę...
Dylan znów mi wyrwał telefon. Kurwa. 
- Dzień dobry, jestem chłopakiem Niny i z miłą chęcią przejdziemy razem niech mi pani powie kiedy to będzie ?
- Za dwa tygodnie w weekend. I bardzo się cieszę że przyjedziecie razem. I uwierz mi że Nina to spokojna dziewczyna, tylko przeszła wiele w życiu.
- Dobrze rozumiem do zobaczenia.
Patrzyłam na Dylana wkurwiona.
- Coś ty do kurwy zrobił !?
- Mały rewanżyk kochanie.
Uśmiechnął się chytrze.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co teraz się wydarzy ?
- No co takiego ?
- Jedynej rzeczy jakiej nienawidzę to jak ktoś wpierdala mi się w życie rozumiesz to ?
- Jeny co się takiego stało ? Pojedziemy tam i będziemy się świetnie bawić.
- Po pierwsze nie będziemy się bawić, po drugie nigdzie nie pojedziemy, a po trzecie nie odzywaj się do mnie już więcej.
Zabrałam torbę i wyszłam z baru. Buzowała we mnie adrenalina, miałam ochotę coś rozwalić. Kopłam w śmietnik.
- Nie rozumiem dlaczego się tak zachowujesz.
Stał tam oparty o ścianę i mi się przyglądał. 
Odwróciłam się na pięcie i chciałam iść ale wpadłam na kogoś.
- Cholera jasna!
- Nina ? 
Matt. Kumpel ze szkoły baletowej.
- Co ty tu robisz ? 
- A tak jakoś wyszło.
- Dawno się nie widzieliśmy no nie? Co u Ciebie ?
- Naprawdę świetnie, chodź Nina idziemy.
Kurwa czy on może przestać się wtrącać.
- Nie widzisz, że rozmawiam ? 
- Nie no Nina jak przeszkadzam spotkamy się kiedy indziej.
- Słuszna dezycja koleś.
- Nie spokojnie mam czas. Dylan sorka ale nie mam zamiaru rozmawiać z tobą. Matt, jedziesz może w moje okolice?
- Tak tylko muszę skończyć jeszcze po drodzę do takiego kumpla.
- Świetnie, podrzucisz mnie ?
- Jasne, nie ma sprawy, chodźmy. 
Chciałam iść ale ktoś przytrzymal mnie za nadgarstek.
- Nigdzie nie pójdziesz.
- Dylan proszę Cię, odpierdol się w końcu.
Wyrwałam się i poszłam z Mattem do samochodu. Zerknełam jeszcze na Dylana, patrzał na nas. No cóż, trudno, mam to gdzieś. 


***
Szczerze mówiąc to nawet nie chce mi się robić tej jebanej korekty i tracić mój czas skoro wam się nie chce dodać nawet głupiego komentarza. Jedna jedyna osoba umiała napisać ,że faktycznie to czyta ( dziękujemy jeszcze raz Ola xx ). Ja nie wymagam od was jakiś rozbudowanych komentarzy, to może być jedynie "." bylebym tylko wiedziała, że ktokolwiek to czyta. Już zresztą nie chodzi o mnie, bo ja jestem tu tylko od korekty itp, ale jak gadam z Fireproof to na prawdę jest jej przykro, bo ona się stara a nie ma za to nawet głupiego komentarza. Bo tak żeby nie było to opóźnienie jest przeze mnie. Fireproof wysłała mi przedwczoraj już 11 rozdział, ale ja wolę sobie obajżeć serial niż siedzieć i się męczyć przy poprawkach ,żeby zaś pod rozdziałem nie było nawet żadnego komentarza. Pomyślcie jak się czuje teraz autorka która wkłada w to fanfiction całe serce. Może za bardzo się czepiam, i faktycznie jest kilka osób które faktycznie coś komentują ( i szczeże je doceniam i szanuję), no ale każdy ma gdzieś kres swojej cierpliwości a moja się właśnie skończyła. Nie wiem czy cokolwiek to zmieni ale musiałam napisać co myślę, bo nie mogłam tego dłużej trzymać w sobie, a z naszej dwójki to Fireproof jest ta miła, cierpliwa i taktowna.
Pozdrawiam Phoenix

3 komentarze:

  1. Czytam, czytam.
    Czy uwagi odnośnie tekstu są mile widziane, czy nie? Bo widzę duużo rzeczy które można by poprawić, by czytało się lepiej.
    Pozdrawiam was obie, a nad zdobywaniem czytelników trzeba też pracować, nie tylko czekać na rozwój wypadków, a spisy i katalogi blogów nie dają tak wiele, jak mogłoby się wydawać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwagi są bardzo mile widziane :D w końcu chcemy się rozwijać a kto inny nam w tym najlepiej pomoże jak nie sami sami czytelnicy ;P
      Dziękuje za komentarz i pozdrowienia. Wiem, że muszę być cierpliwa ale zdenerwowałam się gdy spostrzegłam, że pod rozdziałami jest coraz mniej komentarzy zamiast coraz więcej. Trochę dołujące ;(
      Phoenix

      Usuń
  2. Nie mogę doczekać się kolejnego xx

    OdpowiedzUsuń